sobota, 28 czerwca 2025

Miłość i przyjaźń - nie tylko moimi oczami

   Czytam książkę Sylwii Góry "W stronę Anny". Tę bardzo interesującą książkę omówię w następnym wpisie. Chcę się zatrzymać na fragmencie dotyczącym miłości i przyjaźni, a tych dwóch stanów życia ze sobą,  doświadczali Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, a byli małżeństwem przez 58 lat. Na stronie 158 autorka książki przytacza cytat: "Jak ludzie wszystko głupio  nazywają: na ogół to szaleństwo, które może czasem prędko się skończyć, które nie wytwarza żadnej konieczności przeżywania wszystkiego razem, egoistyczne  w swej zachłanności - to tylko nazywają miłością. A to co łączy nas po dziesięciu latach może być tym, czym jest - nierozerwalną częścią własnego istnienia, jakże to powinno się nazwać? Ja właśnie to jednak przede wszystkim nazywam miłością. Listy Jarosława narzeczeńskie z Paryża - a choćby tegoroczne, codzienne z Zakopanego, cóż za różnica! Teraz rzeczywiście nie umiemy żyć już bez siebie, i to jest to wielkie uczucie, które pomimo wszystkiego, co teraz gadają, wytwarza tylko małżeństwo". Na stronie 186 autorka przytacza następujący cytat "Przykro mi, jak wiem, że masz taką fazę, a jednak miło mi, że odczuwasz moją nieobecność; tak, mój drogi, to nasza przyjaźń , to jest to najważniejsze i im więcej widzę małżeństw, tym bardziej to cenię; bez tego właściwie to wszystko nie ma sensu, zwłaszcza kiedy tak dużo ludzi przestaje być kochankami".

  Słowa  Anny Iwaszkiewicz uważam za bardzo trafne. Nie ma małżeństwa bez przyjaźni. Owo "szaleństwo" miłości prędzej lub później, ale się wypali. Jesteśmy w miłości zaślepieni niczym słońcem. Nie wyobrażamy sobie chwili bez ukochanej/ukochanego. Jednak ów ogień nie trwa wiecznie. Jak każdy ogień zaczyna palić się słabszym płomieniem.  I wtedy zaczyna się czas próby. Na ile gotowi jesteśmy na zaakceptowanie odmienności każdego. Przecież każdy z nas ma swój świat, swoje zainteresowania, swoich znajomych. Przyjaźń pozwala na ową " niecierpliwość czekania". Przyjaźń to zaufanie, wzajemne oddanie i pomoc, czekanie na powroty, wspólne wyjazdy, ale i samotne chwile czekania na siebie. Każdą jednak miłość i każdą przyjaźń może zniweczyć egoizm i zaborczość. Gdy najbliższy/najbliższa jest tylko dla nas i staramy się sprowadzić związek do bycia razem, na wyłączność.  Anna Iwaszkiewicz pisze "Wydaje mi się, że takie małżeństwa bardzo serio (jeśli są takie), to właśnie są nie na serio, to znaczy takie niepewne, które się rozlatują, jak przejdzie namiętność". Dla higieny małżeńskiej/partnerskiej dobre są chwile, tych paru dni, kilku tygodni rozłąki. Gdy kiedyś czekaliśmy niecierpliwie na list wyglądając listonosza. Dziś czekamy na telefon, Skype'a,, informację na komunikatorze.  Ale to czekanie i tęsknota  nas scala. Bez tego nie ma mowy, aby długo przetrwały pary. I może właśnie dlatego, dzisiaj małżonkowie tak szybko się rozchodzą, ponieważ nie potrafią przejść do przyjaźni, jak Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, jak ja i moja śp. żona, która wymyśliła samotne wyjazdy dla odpoczynku od siebie, dla owej higieny małżeńskiej i tęsknoty  za sobą. 


 Niecierpliwość czekania

 Wyjechałaś na tydzień na dwa
 Pozostała martwa natura mieszkania
 Cisza przestrzeni
 Zatrzymane w kadrze uśmiechy
 Sypialnia z nutą twoich perfum
 Wolność z odcieniem tęsknoty
 Niecierpliwość czekania
 Na rozmowy wieczorem
 Dysonanse nastrojów
 Nocą szeptem wypowiadane dialogi
 Wspólne splatanie węzłów i rozplatanie

 Ziemowit Szafran

  


czwartek, 19 czerwca 2025

Rzeczpospolita kibolska

    Ostatnio przeczytałem książkę Marcina Pietraszewskiego "Wojny Niebieskie".  Dziennikarz "GW" pisze przede wszystkim o Psycho-Fansach, czyli  pseudokibicach Ruchu Chorzów, ale nie tylko. Książka jest reportażem, napisanym w formie wspomnień z kilku lat obserwacji śląskich pseudokibiców. Pseudokibiców to słowo zbyt łagodne. Należałoby pisać wprost - stadionowych oprawców, choć działalność grup i ich macki wykraczają daleko poza stadiony. Książka robi  wstrząsające wrażenie. Jak bardzo bowiem trzeba być wyzutym z wszelkich ludzkich uczuć i empatii, jak bardzo trzeba nie mieć sumienia, aby po skatowaniu na śmierć jednego z guru zabrzańskiej Torcidy przez chorzowskich Psycho-Fansów, jechać spokojnie na stację benzynową na hot-dogi na ostro . Jakim kodeksem kierują się chorzowscy Psycho-Fansi i kibole innych śląskich i nie tylko śląskich klubów. Żadnym, dosłownie żadnym kodeksem etycznym, jako normie moralnej i prawnej. Jest prawo grupy i nienawiści do innych klubów. Druga drużyna to nie rywal, to nie przeciwnik - to wróg. Wróg śmiertelny. Trzeba więc go bić, nienawidzić. Skąd wziął się ruch pseudokibicowski? Trudno się zgodzić, że tylko z rodzin dysfunkcyjnych. Być może szeregowi członkowie tak, ale bonzowie grup, tu już śmiem wątpić. Są jak "ojcowie chrzestni" w mafiach. Często dobrze a nawet świetnie  wykształceni. Tyle tylko, że wcale ich nie obchodzi drużyna, której rzekomo kibicują. Liczy się przede wszystkim szmal. Po co pracować w firmach, skoro można zarobić łatwo kasę. Sprowadzają i sprzedają działki narkotyków, dopalaczy, przemycają papierosy. Mało tego. Informatycy Psycho-Fansów potrafią się włamać do systemów komputerowych, mają swój wywiad, zakładają przeciwnikom GPS i ich śledzą. Sprowadzają z zagranicy fury narkotyków. A wszystko to działo się pod nosem policji.  Ale Psycho-Fansi i inne kibole, to pieszczochy polityków i KK. Dla nich to  obrońcy wiary i tradycji narodowych, więc potencjalni wyborcy, gdy dodamy jeszcze ich rodziny i sympatyków, to ilość zwolenników  radykalnej prawicy poważnie się zwiększa.
  Mają swoich prawników, których opłacają. Czują  się więc bezkarni. A bezkarność powoduje narastanie w nich bestialstwa. Dopiero gdy do akcji weszło CBŚP  grupa Psycho-Fans została rozbita (po latach "ciuciubabki" z policją i wręcz jej nieudolności) - 14 szefów gangu odsiaduje karę więzienia. Ale to nie wszystko. Zażarcie bronią swoich facetów żony i partnerki. Nie wiem tylko czy bronią facetów, czy swojej wygody życia? Posiadania samochodów, kasy na najdroższe ciuchy za granicą, wczasy zagraniczne itd. Są też bierni sympatycy "niedźwiadków", niewidzący nic złego w tym co robią, poza tym, że chłopcy muszą się wyszumieć. Krąg zła jest o wiele większy niż tylko samych czynnych kiboli.
     Książka nie jest tylko reportażem z działania Psycho-Fans i kiboli innych klubów.  Jest oskarżeniem wobec państwa i jego nieudolności. Państwo, które dopuszcza, aby powstały przy jego boku organizacje przestępcze, mające struktury i  hierarchię jak KK nie jest godne zaufania. Guru gangu to kardynał albo biskup. Z nim nie ma dyskusji. Szeregowi członkowie to "mali wyrobnicy" do "ustawek" i bicia przeciwników. Państwo, które  nie egzekwuje prawa, które pozwala na szerzenie się jawnej przestępczości i patologii, ma w strukturach policji  pseudokibiców, jest słabe i bezradne i nie wzbudzające respektu. Efekty widzimy podczas wyborów.