niedziela, 29 września 2024

Zarzewie

 Wczoraj  28. września.br w weekendową sobotę pojechaliśmy do Gdańska na benefis pani Wandy Bublewicz organizowanym przez Stowarzyszenie "Pokolenia" Wybrzeża Gdańskiego. Trzeba było wstać o 5:00 rano, ale co to dla chcącego! Pani Wanda Bublewicz  dyplomowana położna, całe życie poświęciła nie tylko położnictwu, ale i aktywności poza zawodowej. Od młodości aż do dzisiaj. Zaznaczyć trzeba, że Stowarzyszenie "Pokolenia" Wybrzeża Gdańskiego skupia w swych szeregach osoby, które już za młodych lat były organizatorami zajęć, spotkań, działalności w różnych związkach młodzieży działających za czasów PRL-u. Żyliśmy przecież w PRL-u o czym dziś w Polsce często zapominamy. W dobie trendu narodowo-prawicowego wykluczającego możliwość bycia działaczem lewicowym, ten bowiem, kto jest "lewicowy", jest stygmatyzowany jako" czerwony", zdrajca, komuch itd. Część z nas żyjących w PRL-u należała więc do różnych organizacji młodzieżowych: ZMP, ZMS, ZSMP, ZHP, ZMW itd. Nam się po prostu chciało. Chciało się nam poświęcić swój czas na działalność społeczną. Będąc w Technikum Ogrodniczym należałem do Związku Młodzieży Wiejskiej. Związek ten wydawał pismo młodzieżowe "Zarzewie". Dziś gdy spokojnie piszę ów wpis na bloga popijając kawę, przyszło mi do głowy pewne porównanie. Otóż słowo  zarzewie oznacza nie tylko rozpalenie ognia, ale początek, zaczyn inicjatyw, działania. Działalność w  tych  tak potępianych przez ugrupowania  narodowo-prawicowe organizacjach, stały się zarzewiem działalności osób takich jak Wanda Bublewicza i setek jej podobnych w różnych organizacjach społecznych dzisiaj. Nie pytaliśmy za ile! Mieliśmy po prostu pasję działania. A pasja nie podlega koniunkturze politycznej. Kto raz rozpoczął działalność społeczną, ten będzie ją kontynuował przez całe życie. Bez pasji działania za młodych lat nie byłoby dziś rad seniorów, stowarzyszeń senioralnych, Obywatelskiego Parlamentu Seniorów itd. Nie spychajmy PRL-u do spiżarni staroci, z którymi nie wiadomo co zrobić. PRL nawet gdy z dzisiejszego punktu widzenia był siermiężny,  to my w nim żyliśmy i próbowaliśmy działać na ile warunki pozwalały. Może nieraz trzeba było włożyć więcej energii, aby władze przekonać do powstających inicjatyw. Za to ile było satysfakcji, że coś się udało zrobić. Ludzie, którzy już wtedy zostali zahartowani w społecznym działaniu ( nie łudżmy się w Polsce zawsze dobrze się miało malkontenctwo) i dziś kontynuują swoją życiową pasję. 

Ziemowit Szafran 


sobota, 14 września 2024

W poszukiwaniu Zakopanego

  Zaczęły się wakacje, więc do Zakopanego ciągną tłumy wczasowiczów. Pomyśli ktoś, że jadą miłośnicy Tatr chcący zdobyć nowe nieznane jeszcze szczyty, a może wejść ponownie na już zdobyty i podziwiać z niego widok naszych najwyższych gór. Dobrze by było. Dla większości jednak Tatry ograniczają się do pójścia na Giewont i stanie w kilku godzinnych kolejkach, pójście nad Morskie Oko i dla bardziej wytrwałych zdobycie Rysów, aby sobie zrobić selfika i wrzucić na Istagram lub Facebooka. A poza tym przyjechali tu pobyć w góralskich knajpach, pojechać do aquaparku. Jednym słowem popić, pojeść i pobawić się. Myśl o poszukaniu miejsc pobytu sławnych ludzi kultury, sztuki, nauki, polityki gdzieś po drodze ginie. Zresztą stawiane w Zakopanem góralskie chaty jedna przy drugiej, często bez pozwolenia, są przyczyną nieładu architektonicznego, a wręcz urbanistycznego bałaganu . I w tym nieładzie architektonicznym zatopione są miejsca gdzie przebywali Sienkiewicz, Prus, Żeromski, Modrzejewska, Piłsudski, Szymanowski, Karłowicz, Kasprowicz i wielu innych. W tym nieładzie i zgiełku turystycznym Zakopane zatraciło ducha. Ducha uzdrowiska, gdzie przebywała śmietanka polskiej kultury i nauki. Ducha gdzie przyjeżdżało się podziwiać góry i kulturę góralską. To wszystko dziś gdzieś schowano jak w niszach, miedzy stawianymi jeden obok drugiego domów.  Zagłuszone zostało przez decybele muzyki pop, kultury plebejskiej, gdzie nie trzeba zwiedzać, zdobywać wiedzy, iść w góry i je poznawać, ale przed wszystkim się bawić i używać.
Przy Krupówkach jest stara księgarnia "Poraj". Księgarnia mała i zaciszna. Za to księgozbiór olbrzymi. Obok przechodzi kilkaset osób idąc w stronę Gubałówki (pół biedy). Większość idzie do góralskich karczm, albo na targ pod Gubałówką. Za to do wspomnianej księgarni "Poraj" wstąpi po drodze dziesięć do piętnastu osób na setki przechodzących obok. Mało kto zastanowi się też, czym zasłużył się dla Zakopanego Władysław Zamoyski, którego pomnik stoi na początku Krupówek. A ile osób zatrzyma się przed willą "Lutnia" przy ulicy Sienkiewicza i pomyśli, że z tej willi w lutym  roku 1909 wyszedł po raz ostatni na górską wycieczkę - Mieczysław Karłowicz. Byłem  willi Jana Kasprowicza - Harenda. Zieje pustkami. Przychodzą tylko miłośnicy poezji Jana Kasprowicza. Nie inaczej jest z willą "Atma", w której przebywał Karol Szymanowski, albo willą "Opolanka" Kornela Makuszyńskiego.  Za to od Gubałówki przez Krupówki,  Kraszewskiego, do Równi Krupowej ciągną  tłumy ludzi nie bardzo wiedzących w jakim celu idą przez miasto. A Zakopane ma bogatą historię i warto ją odkrywać.
Do Zakopanego przyjeżdżam nie tylko aby pójść w góry, poszukać nowych szlaków i podziwiać piękno Tatr. Przyjeżdżam też w celu poszukiwania dawnego Zakopanego. To wielka radość i przyjemność odnaleźć wille i domy górali w których przebywali sławni Polacy. To znacznie większa frajda niż zaliczanie kolejnej góralskiej karczmy. 
Odkrywajmy Zakopane.