poniedziałek, 27 stycznia 2025

Auschwitz nie spadł z nieba

 

  Dzisiaj przypada 80 rocznica wyzwolenia obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. W tytule niniejszego wpisu przytaczam cytat z przemowy Marian Turskiego w 75 rocznice wyzwolenia obozu zagłady. Wydaje mi się, że słowa obóz zagłady lepiej pasuje do tego, co się w tym miejscu wydarzyło i nie tylko tutaj. Obóz koncentracyjne nie  zawsze, szczególnie u ludzi młodych, wywołuje adekwatne skojarzenia. A jest to miejsce szczególne gdzie zamordowano, zlikwidowano w bestialski sposób -1100000 Żydów i nie tylko. Ale to bestialstwo zrodziło się w ludzkich głowach! Marian Turski powiedział " Auschwitz nie spadło z nieba. Zaczęło się od drobnych form prześladowania Żydów. To się wydarzyło, to znaczy, że może wydarzyć się wszędzie na Ziemi". Wojny wywołują politycy żądni władzy i w tym celu zdolni do dzielenia ludzi na gorszy i lepszy sort, nadludzi, podludzi, i nieludzi. Szlachetnych i robactwo. Wystarczy wspomnieć, że prześladowanie Żydów najpierw miało miejsce w Austrii, a konkretnie w Wiedniu, którego ulicami chodził nie doszły student ASP - Adolf Hitler. Świat dzielą politycy i możni tego świata, dla których wartości moralne określa aparat bezpieczeństwa, który ściga przeciwników politycznych, lub ilość posiadanego majątku i kapitału, jak w przypadku Elona Muska. Amerykański miliarder proponuje, aby zapomnieć o tym co było. Nie mogą bowiem Niemcy ciągle żyć czymś, co zgotowali ich dziadowie. Musk i s-ka nie zdają sobie chyba sprawy, co zgotowano, że faszyzm, nazizm a z drugiej strony zbrodniczy komunizm, rozlewały się bardziej lub mniej po całym świecie. W USA także. Zapomnienie staje się przyczynkiem do odrodzenia się podobnych tendencji i ideologii. Tym bardziej trzeba mieć w pamięci słowa niemieckiego filozofa Georga Wilhelma Friedricha Hegla, który ostrzegał "Historia dowodzi, że z historii ludzie się niczego nie nauczyli"To słowa bardzo ważne, które niestety nie są wysłuchiwane przez ludzi. Wcale bowiem nie jest powiedziane, ani napisane, że historia sprzed 80 lat się nie powtórzy. Wtedy, gdy się już zadzieje kolejny mniejszy lub większy konflikt mówimy historia nauczycielką życia. Tyle tylko, że uczniowie jakoś mało pilni, albo wręcz się nie uczący.  

  Wydaje się, że nasze życie coraz bardziej oplątane jest przez sieci kabli internetowych. Mając pod kontrolą media społecznościowe, portale internetowe, telewizję można wpływać na całe społeczności poprzez manipulacje, fake newsy, AI, dezinformację. 
  Będąc w Warszawie 27. stycznia 2022 roku poszedłem na spacer przez Plac Grzybowski, po czym skręciłem  w uliczkę Próżną. Wybrukowana ulica ze stojącymi trzema domami ocalałymi z zagłady Getta Warszawskiego. Na Woli ocalał tylko kościół św. Augustyna. Reszta to była pustynia gruzu. Nie byłoby tego, gdyby nie zrodziła się w politykach szaleńcza ideologia zagłady Żydów a później innych narodów. Nic by jednak z tego nie wyszło, gdy nie spotkało się za ludzi przyzwoleniem. W większości bowiem faszystowskie rządy, a potem terror, powstał w drodze demokratycznych procedur wyborczych.
  Wszedłem do kawiarni Próżna. Mała, klimatyczna kawiarnia. Gdy jednak zacząłem pić kawę, zdałem sobie sprawę, że klimat owej kawiarni, to nic innego jak zapisana w ścianach historia. Nim wszedłem do niej na kawę spostrzegłem, że  na jednym tylko z rewitalizowanych zabytkowych domów, zastawiono skrawek muru ze starych cegieł, wystający około dwóch metrów nad chodnik. Sięgnąłem po notatnik i długopis i tak powstał niżej przedstawiony wiersz.


Skrawki pamięci


                W 80 rocznicę zagłady Getta Warszawskiego

Spaceruję zaułkiem ocalenia
Idąc po lśniącym bruku – pytam
Czy nie jestem jak profan?
I nie stąpam po sacrum?
Czy tu, gdzie jestem ktoś nie skonał?
Na oczach żebraczego tłumu
Rozwartymi oczami patrzył w niebo
Próżno czekając na odpowiedź

Śmierć stawała się wybawieniem
Obnażony szkielet wołał – dlaczego?!
Dlaczego czarne nie było czarnym?
A białe przestało być białym?

Przeszłość idzie w zapomnienie
Umieszczamy ją w muzeum pamięci
Czas jak deszcz rozmywa tropy
Wygładza myśli jak bruk ulewa

Historie zamykamy w niepamięci
Umieszczamy w sejfach serwerów
Zasłaniamy stare cegły nowym tynkiem
Zamazując znamiona historii

Niecierpliwość życia nie dopuszcza historii
Przemykają myśli jak wiatr nieuchwytnie
Ocalała ściana ostrzeżenie szepce
Budujecie przyszłość na skrawkach pamięci

czwartek, 9 stycznia 2025

Od przybytku głowa nie boli?

   Od przybytku rzekomo głowa nie boli, tym niemniej wszelki nadmiar, może przyprawić nas o nie lada dylemat, co z owym nadmiarem zrobić? Ów nadmiar to leżące na stole książki, czekające na przeczytanie. Michał Rusinek w swojej książce pt. Nadbagaż w opowieści Poziomki pisze, że jego ulubionym słowem w książce Yee-Lum Mark Innymi słowy jest japońskie słowo  tsundoku,  czyli kupowanie książek i nieczytanie ich, tylko gromadzenie. W moim wypadku nie ma to zastosowania, jako że zanim postawię je na półkę, to je przeczytam. Przy czym nie odstawiam ich jak do gabloty w muzeum. Wracam do nich, czytam ponownie. Jednak teraz na moim stole w pokoju leżą książki, a problemem jest, którą  najpierw wziąć do czytania. Każda bowiem jakby do mnie mówiła - ja pierwsza, ta obok może poczekać. Wszystko przez świąteczną kartę podarunkową na książki o wartości dwustu złotych. Oficjalnie od Mikołaja. Hojny. Nieoficjalnie a w rzeczywistości - od córki i zięcia. Suma nie licha. Można więc było wybrać, a na promocjach jeszcze dodać sobie jedną lub dwie. Zadowolony więc z zakupu zacząłem się zastanawiać, którą pierwszą zacząć czytać. Czterech na raz nie dam rady. Przerastałoby to możliwości mojej percepcji. Wpadłem zatem na pomysł, że jeden dzień poświęcę na czytanie jednej książki. W przeciwnym razie Robert Oppenheimer mógłby się znaleźć nagle na kawie w japońskiej kawiarni. Byłoby to nawet całkiem ciekawe, ale o czym by tam rozmawiał. Chyba, że byłby z kobietą, to może prowadziłby konwersację o japońskich herbatach i literaturze. Miałby o czym mówić, próbował bowiem pisać książki.  Albo szef Los Alamos spotkałby Michała Rusinka w podróży do Finlandii lub Indii.  Z kolei Karol Szymanowski mógłby przedstawiać swoje  kompozycje wielkiemu fizykowi, który nota bene miał znakomity słuch i grywał na fortepianie, lub Michałowi Rusinkowi. Tak więc jedna książka na jeden dzien. Poza tym powieści Zanim wystygnie kawa Toshikazu   Kawaguchi   lub Nadbagaż Michała Rusinka można wziąć ze sobą do kawiarni, czego nie można zrobić absolutnie z tomiszczami Oppenheimer-triumf i tragedia ojca bomby atomowej lub Jak Karol Szymanowski pisał o sobie. Biorąc owe tomiszcza do kawiarni, zafundowałbym sobie niechybnie nadbagaż. Tak więc książki cierpliwie czekają na swoją kolej, a ich bohaterowie mają małą szansę na spotkanie. Choć nigdy nic nie wiadomo, są  przecież jeszcze sny, fantazja, poezja lub filmy.

piątek, 3 stycznia 2025

W pokoju obok

 Wczoraj, po raz pierwszy w nowym roku 2025, wybrałem się do kina na film W pokoju obok Pedro Almodovara. Hiszpański twórca, jako nieliczny w mężczyzn, umie robić filmy o kobietach. Nie pomyliłem się. I tym razem film jest o dwóch kobietach, przyjaciółkach. Nie będę streszczał filmu. Zresztą słowo - streszczam - powinno wrócić do naszego słownictwa natychmiast, zamiast słowa spoilerować, nadużywanego   w wypowiedziach najprzeróżniejszych ekspertów i celebrytów.  Zatem nie będę streszczał, bo to tak, jakby mówić jaki smak ma wino. Trzeba po prostu spróbować. A film trzeba koniecznie zobaczyć. Jeżeli więc nie będę streszczał, to naświetlę po krótce jego problematykę. Obraz Pedro Almodovara  stawia kilka  pytań, często zadawanych na spotkaniach przyjaciół, podczas rozważań etycznych i filozoficznych na sympozjach. Jak daleko może ingerować  państwo i prawo w nasze prawa obywatelskie, prawa wyboru i wręcz prawa człowieka. Czy przypadkiem twórcy prawa nie chcą,  nie tylko być bardziej świętymi od papieża, ale nawet świętszymi od Pana Boga stosując zimne i bezuczuciowe przepisy. Takie prawo nie ma uczuć, empatii. Takie prawo nie rozumie cierpienia. Ten wątek poruszony przy końcu filmu warty jest kontynuacji, jeżeli nie przez samego Almodovara, to przez innego reżysera lub reżyserkę ( w Polsce mogłyby się zająć tą tematyką Agnieszka Holland lub Małgorzata Szumowska). Cały zresztą film to są pytania zadawane widzom.  Ile może znieść bólu psychicznego i stresu osoba opiekująca się terminalnie chorą? Jak to się na nich odbija? I jaką powinny mieć opiekę, aby wyjść z syndromu wypalenia? To bardzo ważne pytanie? Na koniec pytanie, które przewija się przez cały film, choć ja poruszam je jako ostatnie. Jak pomóc osobie terminalnie chorej wiedząc, że medycznie jej nie pomożemy? Czy można ją zostawić samotną? Oddać do hospicjum, w którym nie zazna bliskości przyjaciół i rodziny, czy też do końca się zaangażować i asystować jej do końca. I w końcu stanąć przed dylematem co robić, nie biorąc w pewnych czynnościach udziału, ale wiedząc o nich? Czy osoba terminalnie chora, świadoma, może nas tak bardzo angażować i zostawić z prawnym problemem? Nie będę pisał o co chodzi, choć zapewne można się domyśleć. Film W pokoju obok wart jest oglądnięcia. Nie jest to amerykański film akcji, w którym bohater uprawia slalom miedzy kulami, bez szwanku. To obraz pełen refleksji, pytań do widzów, na które powinni sobie odpowiedzieć. Polecam.