Od przybytku rzekomo głowa nie boli, tym niemniej wszelki nadmiar, może przyprawić nas o nie lada dylemat, co z owym nadmiarem zrobić? Ów nadmiar to leżące na stole książki, czekające na przeczytanie. Michał Rusinek w swojej książce pt. Nadbagaż w opowieści Poziomki pisze, że jego ulubionym słowem w książce Yee-Lum Mark Innymi słowy jest japońskie słowo tsundoku, czyli kupowanie książek i nieczytanie ich, tylko gromadzenie. W moim wypadku nie ma to zastosowania, jako że zanim postawię je na półkę, to je przeczytam. Przy czym nie odstawiam ich jak do gabloty w muzeum. Wracam do nich, czytam ponownie. Jednak teraz na moim stole w pokoju leżą książki, a problemem jest, którą najpierw wziąć do czytania. Każda bowiem jakby do mnie mówiła - ja pierwsza, ta obok może poczekać. Wszystko przez świąteczną kartę podarunkową na książki o wartości dwustu złotych. Oficjalnie od Mikołaja. Hojny. Nieoficjalnie a w rzeczywistości - od córki i zięcia. Suma nie licha. Można więc było wybrać, a na promocjach jeszcze dodać sobie jedną lub dwie. Zadowolony więc z zakupu zacząłem się zastanawiać, którą pierwszą zacząć czytać. Czterech na raz nie dam rady. Przerastałoby to możliwości mojej percepcji. Wpadłem zatem na pomysł, że jeden dzień poświęcę na czytanie jednej książki. W przeciwnym razie Robert Oppenheimer mógłby się znaleźć nagle na kawie w japońskiej kawiarni. Byłoby to nawet całkiem ciekawe, ale o czym by tam rozmawiał. Chyba, że byłby z kobietą, to może prowadziłby konwersację o japońskich herbatach i literaturze. Miałby o czym mówić, próbował bowiem pisać książki. Albo szef Los Alamos spotkałby Michała Rusinka w podróży do Finlandii lub Indii. Z kolei Karol Szymanowski mógłby przedstawiać swoje kompozycje wielkiemu fizykowi, który nota bene miał znakomity słuch i grywał na fortepianie, lub Michałowi Rusinkowi. Tak więc jedna książka na jeden dzien. Poza tym powieści Zanim wystygnie kawa Toshikazu Kawaguchi lub Nadbagaż Michała Rusinka można wziąć ze sobą do kawiarni, czego nie można zrobić absolutnie z tomiszczami Oppenheimer-triumf i tragedia ojca bomby atomowej lub Jak Karol Szymanowski pisał o sobie. Biorąc owe tomiszcza do kawiarni, zafundowałbym sobie niechybnie nadbagaż. Tak więc książki cierpliwie czekają na swoją kolej, a ich bohaterowie mają małą szansę na spotkanie. Choć nigdy nic nie wiadomo, są przecież jeszcze sny, fantazja, poezja lub filmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz