środa, 30 kwietnia 2025

Dorosłe dzieci mają żal

   To tytuł piosenki zespołu "Turbo" z 1982 roku.  Jednak ja nie chcę pisać o muzyce rockowej, ale o znacznie bardziej poważnym problemie, jakim stają się dla ludzi młodych, starzejący się rodzice. W "majówkowym" Tygodniku Powszechnym przeczytałem artykuł "A jeśli to spadnie na mnie". Prawie wszyscy młodzi ludzie nie wyobrażają sobie opieki w jednym domu nad starzejącym się rodzicem. A już nie do pomyślenia jest rodzic schorowany i zniedołężniały. Na opiekę nie ma ani czasu, ani warunków, ani sił. Niektórzy z pytanych zakładają a priori, że nie dadzą rady. Ich frustracji wtóruje autorka artykułu Martyna Pietrzak-Sikorska.  Po części rozumiem obawy i frustrację młodych. Czasy są tak bezwzględne, że nie tolerują nie oddania się całkowicie pracy, a cóż dopiero mówić o opiece nad rodzicem, gdy ledwo dają radę z utrzymaniem  rodziny. Dla seniorów staje się to też kłopotliwe, jako że większość nie chce być ciężarem dla dzieci. A co będzie gdy staną się "kłopotem"? Starsi pamiętają też, że wychowywali dzieci, dziś rodziców wnuków, mieszkając razem z rodzicami i czekając na mieszkanie spółdzielcze 20-25 lat. Inna była jednak mentalność i jakoś przetrwaliśmy wspólne gnieżdżenie się w jednym mieszkaniu. Dzisiaj jednak model opieki absolutnej nad seniorem nie ma racji bytu. Kiedyś mieszkając pod wspólnym dachem opiekę dzielono na kilka bliskich osób. Dziś ciężar odpowiedzialności przesunął się na jedną osobę, która mieszka najbliżej lub jest w stanie przyjąć pod swój dach rodzica wymagającego opieki. Młodzi ludzie nie są gotowi na wyzwanie ani pd względem finansowym ani emocjonalnym. Tyle streszczenia artykułu.
 Wydaje mi, że jest to dość jednostronne przedstawienie problemu. Niedawno zmarł mój brat. Schorowanym ojcem opiekowało się przez 16  lat dwóch synów. Więc jednak można. Nie chcieli słyszeć o oddaniu ojca do DPS czy ZOL. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że gdyby nie ich opieka, brat mój odszedłby z tego świata znacznie wcześniej.
    Z kolei moje dzieci mają problem nie w tym, aby opiekować się w razie czego starszym ojcem, ale co zrobić i jak, aby go sprowadzić z innego miasta gdzie mieszka, do miasta w którym mieszkają. I co ważne sprowadzić do mieszkania własnego. Poza tym w okresie wakacji wyjeżdża systematycznie do rodziny za granicą. Bardzo ważną rzeczą jest umiejętność zagospodarowania sobie czasu wolnego będąc samemu. To pozwala na bliskie kontakty , nie bycie samemu, co bardzo pozytywnie wpływa na kondycję psychiczną i fizyczną także.
  Państwo zaczyna też zdawać sobie sprawę z powagi problemu. Szykuje więc bony senioralne za opiekę nad seniorem. Jednak póki co jest to kropla w morzu potrzeb. Nawet bowiem zasiłki na opiekę nad starszym nie zastąpią dochodu z pracy i kosztów utrzymania rodziny. Idea oddawania seniorów do Domów Pogodnej Starości, czy Domów Pomocy Społecznej jest kosztowna. Poza tym nie każdy chce w takich ośrodkach mieszkać. Moi znajomi wolą mieszkać samotnie, ale we własnych mieszkaniach. Moją świadomość, że w razie konieczności pomoc może przyjść za późno. Jednak bycie na swoim przeważa. Czytam w artykule, że młodzi ludzie nie wyobrażają sobie opieki nad schorowanym czy samotnym rodzicem. W tle tego artykułu i toczącej się społecznej  i rządowej dyskusji na temat wieku senioralnego dostrzegam kłopot, prawie pretensje, że seniorzy w Polsce żyją coraz dłużej. Jakby "dorosłe dzieci miały żal". W tym miejscu wspomnę też wypowiedź marszałka Sejmu Szymona Hołowni na posiedzeniu plenarnym Obywatelskiego Parlamentu Seniorów, że państwo musi zmienić medianę przyrostu naturalnego sprzed 30 lat. Świadczy to tylko o tym, jak mało perspektywicznie myślą poszczególne Rządy w Polsce. Liczy się tylko wygranie wyborów, a nie wizja państwa za lat 30 lub 50. Czy naprawdę aż tak trudno było przewidzieć, że pokolenie wyżu demograficznego lat 50-tych, które obaliło komunizm, kiedyś się zestarzeje, przejdzie na emerytury i będzie wymagało większej opieki zdrowotnej. Czy naprawdę tak trudno było przeanalizować statystyki, że będziemy notować spadek urodzeń. Dziś za taką politykę płacą ludzie starsi i młodzi. Starsi wymagający coraz bardziej opieki i młodzi, którzy  z zapewnieniem takiej opieki i utrzymaniem przy tym swoich rodzin, mają poważny problem. Powrócę jeszcze do mojego niedawno zmarłego brata. Gdyby nie czuł opieki swoich synów i ich partnerek, gdyby nie wiedział, że może liczyć na natychmiastową pomoc, nie przeżyłby  po udarze jeszcze 16 lat. Kierowanie rodziców do DPS jest tylko pozornym wyjściem. Wygodnym dla jednej strony. Przeważnie łączy się z poczuciem opuszczenia własnego domu na zawsze, niczym w filmie Kazimierza Kutza "Paciorki jednego różańca". Chyba, że ktoś jest głęboko do tego przekonany, w przeciwnym razie, tęsknota za własnymi czterema kątami jest tak dojmująca, że potrafi skrócić życie, jak mojemu znajomemu, którego oddano do DPS i nigdy pobytu psychicznie nie zaakceptował.

Brak komentarzy: